Na czym polega wyjątkowość położonych w pobliżu Bielska-Białej stawów bestwińskich? Na tym, że wodę o powierzchni ok. 170 hektarów użytkuje aż 40 rybaków, najczęściej karpiarzy od pokoleń, którzy nie tylko w świecie rybackim mogliby uchodzić za wzór współpracy. Wspierają się w odłowach, utrzymują wspólne magazyny, organizują dyżury na stawach, razem załatwiają różne formalności. Po prostu sobie pomagają.Łukasz Maroszek te miejscowe realia zna jak własną kieszeń. W Bestwinie mieszka od urodzenia i - choć w Bielsku-Białej ukończył technikum elektroniczne - nigdy nie wyobrażał sobie życia w dużym mieście. Na stawach prowadzonych przez rodziców Marię (od 20 lat niezwykle energiczną i energetyczną sołtyskę Bestwiny) i Eugeniusza Maroszków dorastał, a właściwie spędzał tam każdą wolną chwilę, wdrażając się do rybackiego fachu. W końcu - jako przedstawiciel czwartego już pokolenia hodowców karpi - wraz z żoną Izabelą przejął rybacki biznes.
- Raczej biznesik - zaledwie trzy stawy o łącznej powierzchni 3,7 hektara, a takich stawów jest u nas kilkadziesiąt - precyzuje Łukasz Maroszek. - W takiej skali, skali mikro, my tutaj, w Bestwinie, gospodarujemy.
Powierzchnia średniego gospodarstwa nie przekracza kilku hektarów, a specyfika funkcjonowania naszej społeczności rybackiej wynika z tego, że zdecydowana większość zasilanych wodami rzeki Białej stawów usytuowana jest w układzie paciorkowym. To oznacza, że jeden rybak jest zależny od drugiego. Porozumienie jest konieczne, i to w wielu kwestiach.
Odłowy z sąsiadami
Czytaj więcej