– W ogóle nie planowaliśmy rywalizacji w World Carp Classic. Jednak znajomi z hiszpańskiego teamu Massive Baits zapisali się na listę rezerwową, okazało się, że jest pięć dodatkowych miejsc, a oni sami nie mogą jechać. Podjąłem więc szybką decyzję, że jedziemy. Zastanawialiśmy się może z dziesięć sekund. Od razu zadzwoniłem do organizatora i zabukowałem miejsce, a był to wrzesień, więc miesiąc do startu. Zaczęło się szybkie kompletowanie sprzętu. W Polsce łowimy na naturalnych, dzikich wodach, gdzie łowi się na dwie wędki, a tutaj na trzy. Więc trzeba było dokompletować trzeci sygnalizator, trzecią wędkę, trzeci kołowrotek, kupić dodatkowy podbierak i porządny ponton – tłumaczy Marcin Kulig.
Przygotowania trwały także w „karpiowej kuchni”. Marcin i Kamil postawili na sprawdzone smaki. – „Towar” przygotowaliśmy dziesięć dni przed wyjazdem, żeby był świeży. Zrobiliśmy trzy rodzaje kulek, przygotowaliśmy trochę orzechów tygrysich i konopi – dodaje.
Więcej czytaj TUTAJ i TUTAJ