Niezbyt gęste kompleksy leśne, sąsiadujące z licznymi na ziemi bestwińskiej stawami, nigdy nie były domem dużej zwierzyny - dzików czy jeleni. Okolicę wypełniały ptasie trele, kwakanie, terkotanie. Tak jest do dziś. Na leśnych traktach Bestwiny napotkać można sarnę, zająca, lisa, bażanta czy kuropatwę. W XIX w. Karol Stefan Habsburg (Bestwina należała do familii Habsburgów od początku stulecia) założył gospodarstwo łowieckie. Do bestwińskiego rewiru wprowadził 60 par czeskich bażantów łownych. Ptaków z roku na rok przybywało i pokoty stawały się coraz bardziej obfite. Habsburgowie opuścili bestwińskie ziemie w 1944 r. Tuż po wojnie na obszarach m.in. Bestwiny, Bestwinki, Kaniowa i Janowic tworzone były spółki łowieckie. Gospodarka łowiecka dopiero się stabiliz¬wała, a granice rewirów zmieniały. W roku 1948 w Bestwinie powstało koło, które zrzeszało 24 łowczych z kilku wsi. Jego inicjatorem był Jan Slosarczyk. Najpierw funkcjonowało pod nazwą Lis, dopiero po piętnastu latach przyjęło nową – Bażant Obecnie koło liczy 29 myśliwych, jego prezesem jest Mirosław Furczyk. Od 10 lat koło ma własny sztandar. Bażant dzierżawi obszar łowiecki liczący 3525 ha na terenach Bestwiny i Czechowic-Dziedzic. W rewirze dominują drobne zwierzęta. Gościnnie pojawiają się także borsuki, jenoty, norka amerykańska (z ferm hodowlanych), na Wiśle bobry, a także kormorany.
- Strzelanie jest tylko marginesem naszej działalności. Głównie zajmujemy się hodowlą, dokarmianiem zwierząt. Prowadzimy poletka uprawne, na których rośnie np. topinambur, pochodzący z Ameryki Północnej ziemniak - mówi Mirosław Furczyk.
GABRIELA LOREK - Dziennik Zachodni