Odejście Sebastian Gruszfleda z LKS-u Bestwina było ważnym tematem w ostatnich dniach. O powodach odejścia samego zainteresowanego oraz jego planach na przyszłość redakcja www.sportowebeskidy pytała go w STREFIE WYWIADU:
SportoweBeskidy.pl: Półtora roku trwała Twoja kadencja w LKS-ie Bestwina. Jak będziesz wspominać ten czas?
Sebastian Gruszfeld: Mimo wszystko będę bardzo dobrze wspominać ten czas. Pierwszy sezon pozwolił mi się rozwinąć, jako trenerowi. Pozwolił też spróbować nowej ligi, w której dawno mnie nie było i poznać nowych fajnych ludzi. Ostatnie pół roku było dla mnie jednak trudnym okresem i wolę wspominać ten początek...
SportoweBeskidy.pl: Z perspektywy czasu, klubowi z Bestwiny był potrzebny awans do IV ligi? Można odnieść wrażenie, że od tego czasu losy LKS-u cały czas pikują…
S.G.: Przed przyjściem do LKS-u byłem biernym obserwatorem, ale później - nie da się ukryć - wewnątrz drużyny dało się odczuć, że to wydarzenie miało słodko-gorzki smak. Z jednej strony było to ogromne osiągnięcie, a z drugiej był to ciężki okres dla całego klubu, dla wszystkich zaangażowanych w jego życie. Nie chciałbym oceniać publicznie, czy to spowodowało jakiś regres, ale bez wątpienia wpłynęło to w jakiś sposób na losy LKS-u.
SportoweBeskidy.pl: Zostawiasz drużynę na półmetku zmagań w lidze okręgowej na 11. miejscu z dorobkiem 15 punktów. To było maksimum, co można było wyciągnąć z tej drużyny?
S.G.: Na pewno można było osiągnąć więcej. Na taki, a nie inny, wynik złożyło się jednak bardzo dużo problemów. W klubie zaszedł szereg zmian. dużo się dzieje i ciężko było się dobrze zorganizować. Dla nowego zarządu był to trudny czas, który wpłynął negatywnie na nasz cały zespół.
SportoweBeskidy.pl: Szczególnie chyba było widać to latem. Dość wspomnieć, że musieliście oddać mecz walkowerem w Pucharze Polski?
S.G.: To jest bardzo istotny wątek. Nie przeżyłem jeszcze czegoś takiego w swojej przygodzie z trenowaniem, aby na pierwszy mecz o stawkę nie udało się zebrać 11 zawodników. Przytoczę tu jednak kilka nazwisk: Miroski, Wentland, Gacek, Patroń, Kudrys, Kosmaty, Droździk oraz Wilczek. To ci zawodnicy pośpieszyli LKS-owi na pomoc. Schowali swoje ambicje i oczekiwania, choć mieli znacznie lepsze propozycje, i jako pierwsi zadeklarowali się zostać. Byłem mega zbudowany ich postawą i był to najważniejszy powód, dla którego LKS przystąpił do rundy jesiennej.
SportoweBeskidy.pl: “Organizacyjnie i finansowo nie wszystko funkcjonowało tak, jak powinno” - mówiłeś na naszych łamach o powodach rozstania z LKS-em. Mówiąc wprost, klubowi z Bestwiny zaczyna “ciążyć” seniorska drużyna? Takie głosy chodzą w środowisku piłkarskim...
S.G.: Jest to bardzo odważna plotka i zostawię ją bez komentarza. Mam nadzieję, że zespół seniorów nadal będzie funkcjonował i życzę prezesowi, aby udało się zrealizować wszystkie jego pomysły, nawet te niektóre bardzo oryginalne.
SportoweBeskidy.pl: Jak ocenisz obecny poziom Ligi Okręgowej Bielsko-Tyskiej w porównaniu do Ligi Okręgowej Skoczowsko-Żywieckiej?
S.G.: Ciężko mi stwierdzić, która "okregówka" jest lepsza. Na pewno ten poziom jest dużo bardziej wyrównany Lidze Okręgowej Bielsko-Tyskiej. W jednej i w drugiej lidze są jednak topowe drużyny, które nadają ton rozgrywkom. GLKS, Drzewiarz, Iskra, BKS w Bielsko-Tyskiej a Błyskawica, Piast, Śrubiarnia, Podhalanka w Skoczowsko-Żywieckiej. Z przyjemnością śledzę, i będę śledził, obie ligi.
SportoweBeskidy.pl: Z tego co docierają do nas słuchy, Sebastian Gruszfeld długo na bezrobociu trenerskim nie będzie...
S.G.: Na pewno mnie cieszy, że jest zainteresowanie mają osobą. Praca trenera daje mi ogromną radość, sam czuję, że mogę cały czas dać coś od siebie innym i sprawia mi to frajdę. Na pewno nie wypaliłem się. Co do mojej przyszłości, rozmowy cały czas trwają. W tle sporo się dzieje, ale nic nie jest jeszcze "na papierze". Chcę trafić do klubu, w którym będzie więcej gwarancji jeśli chodzi o organizację, większy komfort pracy i będę mógł stworzyć szerszą kadrę.
SportoweBeskidy.pl: Półtora roku trwała Twoja kadencja w LKS-ie Bestwina. Jak będziesz wspominać ten czas?
Sebastian Gruszfeld: Mimo wszystko będę bardzo dobrze wspominać ten czas. Pierwszy sezon pozwolił mi się rozwinąć, jako trenerowi. Pozwolił też spróbować nowej ligi, w której dawno mnie nie było i poznać nowych fajnych ludzi. Ostatnie pół roku było dla mnie jednak trudnym okresem i wolę wspominać ten początek...
SportoweBeskidy.pl: Z perspektywy czasu, klubowi z Bestwiny był potrzebny awans do IV ligi? Można odnieść wrażenie, że od tego czasu losy LKS-u cały czas pikują…
S.G.: Przed przyjściem do LKS-u byłem biernym obserwatorem, ale później - nie da się ukryć - wewnątrz drużyny dało się odczuć, że to wydarzenie miało słodko-gorzki smak. Z jednej strony było to ogromne osiągnięcie, a z drugiej był to ciężki okres dla całego klubu, dla wszystkich zaangażowanych w jego życie. Nie chciałbym oceniać publicznie, czy to spowodowało jakiś regres, ale bez wątpienia wpłynęło to w jakiś sposób na losy LKS-u.
SportoweBeskidy.pl: Zostawiasz drużynę na półmetku zmagań w lidze okręgowej na 11. miejscu z dorobkiem 15 punktów. To było maksimum, co można było wyciągnąć z tej drużyny?
S.G.: Na pewno można było osiągnąć więcej. Na taki, a nie inny, wynik złożyło się jednak bardzo dużo problemów. W klubie zaszedł szereg zmian. dużo się dzieje i ciężko było się dobrze zorganizować. Dla nowego zarządu był to trudny czas, który wpłynął negatywnie na nasz cały zespół.
SportoweBeskidy.pl: Szczególnie chyba było widać to latem. Dość wspomnieć, że musieliście oddać mecz walkowerem w Pucharze Polski?
S.G.: To jest bardzo istotny wątek. Nie przeżyłem jeszcze czegoś takiego w swojej przygodzie z trenowaniem, aby na pierwszy mecz o stawkę nie udało się zebrać 11 zawodników. Przytoczę tu jednak kilka nazwisk: Miroski, Wentland, Gacek, Patroń, Kudrys, Kosmaty, Droździk oraz Wilczek. To ci zawodnicy pośpieszyli LKS-owi na pomoc. Schowali swoje ambicje i oczekiwania, choć mieli znacznie lepsze propozycje, i jako pierwsi zadeklarowali się zostać. Byłem mega zbudowany ich postawą i był to najważniejszy powód, dla którego LKS przystąpił do rundy jesiennej.
SportoweBeskidy.pl: “Organizacyjnie i finansowo nie wszystko funkcjonowało tak, jak powinno” - mówiłeś na naszych łamach o powodach rozstania z LKS-em. Mówiąc wprost, klubowi z Bestwiny zaczyna “ciążyć” seniorska drużyna? Takie głosy chodzą w środowisku piłkarskim...
S.G.: Jest to bardzo odważna plotka i zostawię ją bez komentarza. Mam nadzieję, że zespół seniorów nadal będzie funkcjonował i życzę prezesowi, aby udało się zrealizować wszystkie jego pomysły, nawet te niektóre bardzo oryginalne.
SportoweBeskidy.pl: Jak ocenisz obecny poziom Ligi Okręgowej Bielsko-Tyskiej w porównaniu do Ligi Okręgowej Skoczowsko-Żywieckiej?
S.G.: Ciężko mi stwierdzić, która "okregówka" jest lepsza. Na pewno ten poziom jest dużo bardziej wyrównany Lidze Okręgowej Bielsko-Tyskiej. W jednej i w drugiej lidze są jednak topowe drużyny, które nadają ton rozgrywkom. GLKS, Drzewiarz, Iskra, BKS w Bielsko-Tyskiej a Błyskawica, Piast, Śrubiarnia, Podhalanka w Skoczowsko-Żywieckiej. Z przyjemnością śledzę, i będę śledził, obie ligi.
SportoweBeskidy.pl: Z tego co docierają do nas słuchy, Sebastian Gruszfeld długo na bezrobociu trenerskim nie będzie...
S.G.: Na pewno mnie cieszy, że jest zainteresowanie mają osobą. Praca trenera daje mi ogromną radość, sam czuję, że mogę cały czas dać coś od siebie innym i sprawia mi to frajdę. Na pewno nie wypaliłem się. Co do mojej przyszłości, rozmowy cały czas trwają. W tle sporo się dzieje, ale nic nie jest jeszcze "na papierze". Chcę trafić do klubu, w którym będzie więcej gwarancji jeśli chodzi o organizację, większy komfort pracy i będę mógł stworzyć szerszą kadrę.