Niżej notowany z beskidzkich zespołów nie wszedł jednak dobrze w mecz. A to okazało się kosztowne w jego całej perspektywie. – Byliśmy mało waleczni, do tego proste błędy, które przed przerwą mocno ograniczyły nasze szanse, aby z Czechowic wywieźć punkty – przyznaje trener gości Mateusz Gazda.
Faworyt na tle rywala zaprezentował się tymczasem dokładnie tak, jak powinien. W 8. minucie objął prowadzenie. Podania Pawła Kozioła żaden z bestwińskich obrońców nie przeciął, piłka dotarła do Kamila Jonkisza, który od słupka skierował ją poza linię bramkową. Gola numer 2. w sobotnie popołudnie również zanotowali piłkarze MRKS-u. Konkretnie uczynił to Tomasz Dzida, któremu asystował Jonkisz, lecz wcześniej kluczową była strata piłki Wojciecha Wilczka. Wynik na korzyść czechowiczan mógł być bardziej okazały. Z kilku szans na odnotowanie zasługuje uderzenie w słupek, które wykonał Marcin Mizia w następstwie „centry” Kozioła z rzutu rożnego.
O ile ekipa z Bestwiny była dla miejscowych tłem przed pauzą, tak po niej walki nie zabrakło. – Zespół po przerwie zareagował odpowiednio. Podjęliśmy rękawicę i starania o gola kontaktowego. Graliśmy mądrzej, ale przeciwnik był wyrachowany i bardzo dobrze organizował się w obronie – tłumaczy Gazda, którego podopiecznym przyszło pogodzić się z kolejnymi pechowymi zdarzeniami. Najpierw indywidualną szarżą Dzida podwyższył rezultat na 3:0 w 74. minucie, a w samej końcówce ze złamaną ręką plac gry opuścić musiał Dawid Lech.
Derby przebiegły zatem planowo, bo wyżej notowana drużyna, bezwzględnie również lepsza pod względem stricte piłkarskim, sięgnęła po maksymalną zdobycz. – Potraktowaliśmy to spotkanie bardzo poważnie i to przyniosło pożądany skutek. Byliśmy konsekwentni w naszych poczynaniach, choć rywal ambitnie próbował grać w piłkę do samego końca – komentuje Wojciech Białek, trener MRKS-u.
MRKS Czechowice-dziedzice - LKS Bestwina 3:0
LKS Bestwina: Kudrys (65' Mioduszewski) – Miroski, Wentland, Olek (46' Kamionka), Liszka, Lech, Droździk, Kosmaty, Kudyba (74' Mielnikiewicz), D. Gacek (74' Kokot), Wilczek (46' Gleindek)
Kolejny mecz, kolejne zwycięstwo. Już 6 raz z rzędu, a ósma wygrana na dziewięć meczów rundy wiosennej. Nie pamiętamy, kiedy ostatni raz LKS Kaniów miał taką passę. Tym razem Przełom pokonał u siebie Orła Kozy 4:0, a bramki zdobyli: Norbert Foks – 2 oraz Marek Faruga i Patryk Nazim.
W meczu z Kozami kibice oglądali absolutną dominację Kaniowa, Orzeł kilka razy przez cały mecz zaatakował, a raz miał nawet sytuację sam na sam, którą przegrał w rywalizacji z kaniowskim bramkarzem. Można powiedzieć, że wynik 4:0 to najniższy wymiar kary.
LKS Kaniów - LKS Orzeł Kozy 4:0