Bo jakiego innego słowa użyć, mówiąc o chłopaku, który do pierwszego zespołu wchodzi bez skrupułów – w piątym występie z seniorami strzela efektownego gola, później zaś popisuje się dojrzałą asystą, jak nie utalentowany? Bieroński został najmłodszym zawodnikiem pierwszej drużyny w historii klubu. W sierpniu 2018 roku miał okazję przekonać do swojego talentu ówczesnego selekcjonera kadry U-16 Marcina Dornę, który to zaprosił zawodnika na konsultację szkoleniową. Dwa lata później zaś postanowił mu się przyjrzeć trener reprezentacji U-19 Jacek Magiera. W tym momencie 18-latek ma na koncie kilkanaście występów w ekstraklasie i marzy o grze w Lidze Mistrzów.
Trening ciała i głowy
Zaproszenie od Magiery Bieroński dostał na towarzyskie mecze z Niemcami oraz Czechami. To było tuż po zwycięstwie Bayernu Monachium Roberta Lewandowskiego w rozgrywkach Champions League. Oglądający to spotkanie pomocnik Podbeskidzia zamarzył sobie, by pójść w ślady słynnego Polaka i odsłuchać kiedyś hymn Ligi Mistrzów. Droga do tego daleka, ale nie poza zasięgiem Bierońskiego, który mimo młodego wieku jest bardzo dojrzałym zawodnikiem. Ma świadomość, ile poświęceń kosztuje zdobycie szczytów w piłce. I że trudne momenty są nieuniknione, sztuką jest wyciąganie z nich korzyści na przyszłość. On tak zrobił. Kiedy po swoim debiutanckim spotkaniu w Fortuna 1. Lidze złamał rękę, sięgnął po książkę „Obóz treningowy” Jona Gordona. – Zdałem sobie sprawę, że sportowiec zawsze musi być mocnej wiary i umieć radzić sobie z trudnymi sytuacjami – powiedział. – Próbuję różnych metod treningowych. Staram się w codziennej pracy wykorzystać wszystkie wskazówki, które dostaję od starszych kolegów – tłumaczył.
Szybko więc zrozumiał, że równie ważny jest trening wzmacniający cię fizycznie, co trening głowy, który buduje i wzmacnia poczucie własnej wartości. To jest kluczowa sprawa w procesie wchodzenia w świat futbolu, jakiego pragnie każdy chłopak zaczynający zabawy z piłką. Miał od kogo uczyć się odpowiednich wzorców, cech sportowca. Tomasz Bieroński, tata piłkarza, zdobył z Odrą Wodzisław Śląski mistrzostwo Polski juniorów. Wujek, Artur Bieroński, to grający trener Pasjonata Dankowice. Jak będąc wychowywanym w takim środowisku nie pójść samemu drogą, która otworzy ci drzwi do zawodowej piłki? Tym bardziej, ża zapału Kubie Bierońskiemu nie brakowało. Od 7. roku życia miał indywidualne treningi z Wojciechem Fludrem.
Gotowy do rywalizacji z seniorami
– Z wyglądu przypominał Marka van Bommela albo Yaya Toure. Ten i ten kawał chłopa, Kuba się też tak samo poruszał jak Yaya – mówi Fluder. – Jak już się zaczął rozwijać to tylko stawał się lepszym i lepszym. Po roku pobytu w Podbeskidziu zrzucił zbędne kilogramy i dawał na boisku jakość. Miał asysty, strzelał gole. Od początku był środkowym pomocnikiem. Predysponował go do tego gen piłkarski. Miał naturalną zdolność układania gry. Piłkarz od tak zwanej brudnej roboty. Prawdziwy, stary typ piłkarski. Twardy facet, a nie jakiś mięczak – tłumaczy nasz rozmówca.Pewnie też dlatego Bieroński nie przestraszył się rywalizacji wśród seniorów, nawet jeśli na szczeblu centralnym debiutował, mając 16 lat i 6 dni. I to zagrał z nie byle kim – przeciwko szykującemu się do ekstraklasy Rakowowi Częstochowa (30. kolejka sezonu 2018/19 Fortuna 1. Ligi).
– On nie wszedł na boisko, bo był młodzieżowcem – zastrzega prowadzący wówczas Podbeskidzie Krzysztof Brede. – W debiutanckim meczu Kuby na boisku u nas byli Przemek Płacheta, Kacper Kostorz, Kacper Gach, Dominik Jończy. Kubę wprowadziłem, ponieważ wiedziałem, że jest gotowy na debiut w seniorach. Trenował z nami niecały rok. Uznałem, że spotkanie z drużyną walczącą o awans będzie dla niego dobrym przetarciem, żeby poznał jak to wszystko wygląda. Dostał kilkanaście minut, ale zagrał bardzo dobrze.
Wychowanek – kapitan
Brede decyzję o tym, że warto bliżej przyjrzeć się Jakubowi Bierońskiemu, podjął po rozmowie z trenerami akademii, w której to w młodym wieku znalazł się zawodnik. Dostał informację, że oto jest tutaj wyróżniający się piłkarz. Trener drużyny seniorów Podbeskidzia zobaczył w treningu z jak dojrzałym, młodym człowiekiem ma do czynienia. Uznał, że odtąd Bieroński będzie w pierwszym zespole, do rezerw przejdzie tylko na mecze.
Brede i Bieroński pracowali razem w Fortuna 1. Lidze, na Bierońskiego szkoleniowiec stawiał po awansie w ekstraklasie. – Bardzo dobrze ustawiał się na boisku. Kiedy mieliśmy piłkę odważnie po nią wychodził. Grał według naszych schematów, nie brał piłkę, by gdzieś podać, tylko podawał do przodu. Cechuje go umiejętność zmiany kierunku gry długim podaniem, co nie jest łatwe. Był odpowiedzialny w obronie, wiedział w którym momencie podejść agresywnie do przeciwnika, zaatakować go. A jeśli się nie uda odebrać to zepchnąć go w boczne sektory. Albo przerwać akcje faulem. Widziałem w nim znakomitego piłkarza, przeczuwałem, że przy dobrym prowadzeniu może dużo osiągnąć w piłce. Gdy byliśmy pewni awansu w meczu Sandecją Nowy Sącz był kapitanem drużyny. To chłopak odpowiedzialny, wiedzący czego chce, ukierunkowany na pracę. Miałem marzenie, że będzie kimś takim, jak Sebastian Kowalczyk w Pogoni – wychowanek kapitanem – zaznacza Brede.
Jaki kolejny krok?
Można tylko przypuszczać, że wpływ na to, jak Bieroński prezentuje się na boisku ma jego uwielbienie do ligi angielskiej. – Podoba mi się sposób, w jaki gra Liverpool. Premier League to mój główny target. W niej imponuje mi, że w meczach zawsze dużo się dzieje. Jest niesamowita intensywność. Spotkania są żywe, walka trwa do 95. minuty – wyjaśniał młodzieżowiec Podbeskidzia.
Skoro Liverpool to Juergen Klopp. Skoro Klopp to przemowy. Bieroński jest fanem przemów trenera Liverpoolu. Tylko czekać jak młody zawodnik swoje ambicje wypowie w ekstraklasie, w której jeszcze mocniej odciśnie swoje piętno.
– W młodym wieku szybko wszedł na najwyższy poziom. Osiągnął najwyższy pułap w Polsce, potrzebuje czasu, żeby nabrać doświadczenia, złapać równą formę. Wtedy jest szansa, że wyjedzie do zagranicznego klubu, gdyż wierzę, że jest w stanie zrobić dużą karierę – stwierdza Brede.
Piotr Wiśniewski; www.laczynaspilka.pl