Park Techniki Lotniczej tylko dla nielicznych!
Z Parku Techniki Lotniczej w Kaniowie skorzystają nieliczne bielskie firmy z branży lotniczej. Czy sztandarowa inwestycja będzie niewypałem?
- Na początku mówiło się, że park powstaje z myślą o nas. Teraz okazuje się, że mało kogo stać na warunki zaproponowane przez spółkę - mówi Andrzej Papiorek, którego firma produkuje elementy kompozytowe do szybowców.
Najnowsze zdjęcia oraz zdjęcia z przebiegu budowy BPTL znajdują sdię na http://www.parklotniczy.pl w zakładce Dziennik budowy.
Park oddalony kilkanaście kilometrów od Bielska to jedna z najważniejszych i najbardziej wyczekiwanych inwestycji w regionie. Pomysł budowy centrum lotniczego na terenach pokopalnianych forsowały bielskie starostwo, władze Bestwiny oraz Górnośląskiej Agencji Przekształceń Przedsiębiorstw.
Budowa zaczęła się latem ubiegłego roku. W grudniu był już gotowy 700-metrowy asfaltowy pas startowy, jednocześnie w oczach rosły cztery hale produkcyjne o powierzchni 7,5 tys. m kw. oraz hangary o powierzchni 2,5 tys. m kw., stacja paliw i budynek kontroli lotów. Wartość inwestycji szacowana jest na 32 mln zł. Wczoraj robotnicy plantowali ziemię i siali trawę, robili ogrodzenie, w budynku biurowym i stacji kontroli pojazdów trwały prace wykończeniowe, w halach produkcyjnych montowane były instalacje.
- Do końca czerwca chcemy zakończyć prace budowlane, na lipiec zaplanowaliśmy odbiory techniczne, a w sierpniu otwarcie parku. Myślę, że te terminy zostaną dotrzymane - mówi prezes PTL Dariusz Piecuch.
Według założeń, do parku miały się przenieść firmy z branży lotniczej z Bielska i okolic. Powstałoby w ten sposób nowoczesne centrum lotnicze, dające ludziom pracę, przedsiębiorcom zyski, a regionowi prestiż.
Jak mówi prezes Piecuch, prowadzone są rozmowy z firmami, które mają się przenieść do Kaniowa. Nie zdradził jednak o jakie firmy chodzi.
- Negocjacje trwają. Rozmawiamy z czterema firmami. Mam nadzieję, że zaakceptują nasze warunki - dodaje prezes Piecuch.
Pewniakiem wydaje się być firma Edwarda Margańskiego, który w parku zamierza uruchomić produkcję swojej dwusilnikowej Orki. Może przeniesie się tam część Avio Polska, wytwarzające elementy do silników samolotowych. To tyle. Większość z 20 firm zrzeszonych w Federacji Firm Lotniczych Bielsko musi obejść się smakiem.
- Pomysł budowy parku jest bardzo dobry, ale nie uwzględnia oczekiwań właścicieli małych firm lotniczych, korzystających z własnych lub wynajmowanych powierzchni. Co z tego, że mogą mieć większe hale, ale też muszą za nie więcej płacić - mówi Papiorek, który w Jasienicy ma swoje obiekty o powierzchni 2700 m kw. - Miałem szansę się przenieść, ale nie na warunkach, jakie mi zaproponowano. Inna sprawa, że sama oferta została doprecyzowana późno. Dlatego firmy nie są przygotowane, by przeprowadzić się do Kaniowa.
Do parku nie przeniesie się Wytwórnia Konstrukcji Lekkich Remos, produkująca ultralekkie samoloty Mirage oraz Eol/Gemini.
- Inwestycja jest potrzebna, bo wszystkie firmy mają większe lub mniejsze problemy lokalowe, ale te koszty! Chciałem wynająć 2700 metrów, ale dzisiaj już wiem, że mnie na to nie stać . W Niemczech jest taniej niż na Podbeskidziu! - mówi właściciel Remosu Marian Paradowski.
Wylicza, że w Niemczech powstał podobny park. Tam bliźniaczej firmie Remos zaproponowano za wynajęcie jednego metra kw.kompletnie wyposażonych hal produkcyjnych 1,40 euro. Do tego przez dwa lata 50 procent dofinansowania do pensji każdego nowo zatrudnionego pracownika.
- W Kaniowie do 14 złotych za metr kwadratowy musiałbym doliczyć VAT plus koszty ogrzewania. Nie zarobię na to wszystko. Teraz dzierżawię powierzchnię, za którą płacę 10 złotych za metr - wylicza Paradowski. - Musiałbym też zainwestować około 120 tysięcy złotych, żeby przystosować halę do potrzeb mojej produkcji. Mało firm z Bielska-Białej skorzysta z tej oferty.
Jerzy Mastek, konstruktor i współwłaściciel bielskich Zakładów Lotniczych 3Xtrim, produkujących dwumiejscowe samoloty przyznaje, że jego firma nie jest w stanie ponosić takich kosztów.
- Park jako przedsiębiorstwo nie może sobie pozwolić na straty, bo zbankrutuje - tłumaczy prezes Piecuch. Dodaje, że w biznesie tak jest, iż jeden chce taniej, drugi chce drożej. A ich oferta nie odbiega od innych.
- Idea jest dobra, ale zniszczyły ją pieniądze - uważa Andrzej Papiorek.
Jacek Drost - POLSKA Dziennik Zachodni